sobota, 25 czerwca 2016

Ring ding ding!

Nadmiar screenów na telefonie zmusił mnie do wyklepania czegoś w temacie brokułów. Lato nadeszło, przesilenie bez fajerwerków, pół osiedla darło gębę, bo mecz, a ja robię rachunek sumienia, raczej jego brak.


Zobaczyłam Kapitana Amerykę: Wojnę bohaterów (nadal trzaskam z tłumaczenia).
Warto było. Oj, warto. Hej, miła pracowniczka kina nawet "sprzedała" mi darmowy plakat z gębami bohaterów. Pudełko z chusteczkami nie było potrzebne, choć moje gałki oczne niezmiernie łatwo się nawilżają. Jak choćby w tej chwili. Film był mega, 11/10, would watch i w każdym calu spełnił moje oczekiwania. Mieli się lać, lali się, ale na końcu jakby się pogodzili, choć ciężko mówić o pogodzeniu, gdy mówimy o ego Starka oraz zasadach Steve'a. No i tego, obudziło to we mnie poczucie skończenia prolongowanego w nieskończoność fanfica, który tak ssie, że czarna dziura to się może.

Kontynuując MARVEL STRIKE tośmy doszli do X-Men: Apokalipsa. Ciężko patrzeć poważnie na Apokalipsę, wiedząc, że to tak naprawdę Poe Dameron, poczciwy pilot. Michael Fassbender - miodzio z ciachem i gorącą czekoladą - słowo HOT nie oddaje czaru Magento. James McAvoy mu nie ustępuje, a jego głos (polecam radiową adaptację Neverwhere Neila Gaimana z McAvoyem, Natalie Dormer i Benedictem Cucumberem) to po prostu czysta poezja. W cudownym kontraście drewniana Sansa i nieco przereklamowana Katniss. Film trzyma za jajka. Dziwnym zbiegiem okoliczności czaszka Charlesa stała się gładka jak jajeczko.

Jest tylko jedna rzecz, która jest pozostaje łupką od kukurydzy w moim ząbku.

Nasz uroczy i nieco zniszczony życiem Erik migruje do Polski (!) i przemienia się w miłego Henryka, pracownika huty. Henryk ma żonę, dziecko, mutantkę, nieważne, i wszystko jest pięknie dopóki ludzie w Polszy nie otwierają ust, by wydobyć artykułowane dźwięki.



Przy kręceniu tego filmu nie ucierpiał żaden Polak, może dlatego że żadnego nie było. Mowa była sztuczna, drewniana i za mało szeleszcząca, by móc być dumnym z dialogów. Henryk stał się Eniem (siema, Eniu!), a całość scen z udziałem "Polaków" niczym drwa do stosu pogrzebowego tego filmu. Choć muszę zaklaskać dla trudu Fassa, good job, mate!

Nie czepiam się, film był znakomity. Myślałam, przygotowałam się mentalnie, że to na Kapitanie będę ryczeć jak bóbr, ale tamy pękły dopiero na X-Menach. Henry Jackman wzruszył mnie na Kapitanie, ale to John Ottoman wycisnął mnie jak cytrynkę na pamiętnym seansie. I o ile oczywistym było, że po Kapitanie będzie scena końcowa (Baki, Baki, idź do paki), o tyle na X-Menach nie było to aż tak oczywiste. Biedni frajerzy wyszli z sali, nie doczekawszy się, lecz mój ośli upór i niezachwiana wiara w Marvela zostały nagrodzone. No spoilers.

Na Kapitana poszłam z siostrą i moim ukochanym Stargiem (no homo). Obie byłyśmy (ja i Starg, siostra lekko poza tematem) w przeciwnych drużynach (#teamCap vs #teamIronMan), do dziś nic się nie zmienia. Steve może być sztywny, nieco zacofany i przesadnie honorowy, lecz jest ucieleśnieniem pewnych ideałów. Poznawszy ciemną stronę Kapitana (sam chciałeś, Stark!), nie jestem w stanie się od niego odwrócić. Przeciwnie, wiedząc, że ma swoje słabości, nie stoi aż tak daleko od zwykłego człowieka (nadal za daleko, Evans, chodź no tu!).



Co do X-Menów, mój Starg był bardzo nie w temacie (i na kiego szła? xD). Nie widział Pierwszej klasy ani Przeszłości, która nadejdzie, więc wiele wątków (jakieś 90% filmu) mu umknęło. Ale liczy się to, że była moim kompanem, to najważniejsze, tęcza, kucyki i deklamacje miłości pod balkonem, a potem żyli długo i szczęśliwie.

sobota, 7 maja 2016

It's coming!

Jeszcze tylko kilka dni dzieli mnie od zobaczenia ulubionego marvelowskiego bohatera w akcji. Obijającego mordę Iron Manowi. Ku akompaniamentowi mojej nosowej trąbki i krokodylich łez. Obawiam się, że Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów (lujowe tłumaczenie, wolę Civil War) pozostawi mnie w stanie głębokiej katatonii.

Too hot! Hot damn!

Niezależnie od tego, z którym teamem się utożsamiam, z którym teamem utożsamiają się sami aktorzy odtwarzający główne role (mali zdrajcy!), niezależnie od wszelkiej maści hejtów i heheszków, Kapitan zawsze będzie moim ziomkiem. Nie dlatego, że ma fioła na punkcie poprawności językowej (language!), że ma niezłe męskie cycki (choć są sążne) czy dlatego, że to po prostu Chris Evans (eheheheheh). Kapitan może jawić się jako zwyczajny czarno-biały charakter, lecz właśnie to, że pod pewnymi względami pozbawiony jest dwuznaczności, czyni go godnym polecenia. A poza tym to Chris Evans.

Nie Chris, tych cycków nie macamy!

CUPTEN EMERICA: VICIL WAR!!!11ONE

Ten film jest tak rozreklamowany, narobił mi takiego smaka, że jeśli okaże się skisłym kebabem od Turka z budki w rogu, to się obrażę. Ten film ma być jak pizza, z podwójnym serem (Evans x Downey Jr), zatrzęsieniem dodatków i epickich scen. Ma być po prostu zajebisty.

A z innej beczki, choć ta beczka zawsze się pojawia, niedługo po Civil War wychodzi nowy X-Men: Apokalipsa. Ze zniecierpliwieniem czekam na Sharka w roli Magento i tego też nie mam zamiaru przegapić. Także łysej glacy Charlesa.

Cieszymy się z tobą!

<Starg wskakuj do CapMobilu, jedziemy na Kapitana!>

sobota, 16 kwietnia 2016

3,90

Civil War coraz bliżej. Intensity intensifies. Zbieram na chusteczki do nosa, całe pudło chusteczek do nosa, pracując w sklepie z artykułami dziecięcymi, nazwy nie wymienię, by nie robić kryptoreklamy (kappa).

Ładny przerywnik nr 1

Artykuły dziecięce. Nienawidzę dzieci, boję się ich, nie znam się na nich kompletnie i nie chcę ich mieć (totalnie) - pracuję w sklepie z artykułami dziecięcymi, mając tytuł magistra inżyniera biotechnologii. Przyszłość rysuje się w naprawdę kolorowych barwach.

Hmm, to brzmi ciekawie...

Smoczki-sroczki, wózki, pieluchy, body, gryzaki, przewijaki. Wszystko to jest mi obce, taka sytuacja. Jednak lubię sobie popatrzeć na zabawki. Figurki Avengers, Nerf Civil War (chlip!), miecze świetlne i całe multum pospolitego badziewia w kosmicznych cenach.

Oj, Chris...

Dziś podobno był Tajemniczy Klient, trzeba było spinać poślady i dać wysmarować się gównem, wszystko w imię dobrej opinii i mglistej obietnicy premii. Premii my ass. Dlatego uśmiech na twarzy, dzień dobry, czy może pana wymasować? 

Ładny przerywnik nr 2 aka Sharky!

Z tej szczególnej okazji nastąpiło również rozdanie medali Viriuti Cebulari, który to otrzymał pan w średnim wieku za poczynienie szkód na tytułową kwotę 3 złotych 90 groszy. Rozejrzał się konspiracyjnie, chwycił opakowanie z kartami Star Wars, rozerwał i skitrał karty za 3,90 zł w kieszeni. Jaka technika! Owacje na stojąco. Oczywiście reakcja ochrony była taka, że aż żadna. To tylko 3,90 zł. Cebula, cebula.

Macanki

Pracując z ludźmi, coraz bardziej tracę wiarę w ludzkość. Nie żeby była kiedykolwiek szczególnie wielka. Dang.

Pocieszam się (płacząc w poduszkę każdej nocy), że to nie na długo, że urwę się kiedyś z tej beznadziejnej linki i pofrunę daleko, najlepiej gdzieś w pobliże Wysp Auckland. Mogę nawet pasać owce, albo zajmować się albatrosami.

Chris jak wino

Za rok, może dwa będę wspominać te czasy cebuli z rozrzewnieniem. Może będę się śmiała z tego, jak spotykam ludzi z uczelni w sklepie i muszę im padać do stópek. Może nie będę chciała zabrać do domu każdej zabawki związanej z Marvelem (kogo ja oszukuję) i może w końcu przestanę słyszeć teksty w stylu: "Już czas na ciebie", "Powinnaś się już w tym orientować", "Jeszcze to poczujesz". Rzecz jasna pracują w tym sklepie same baby (z wyłączeniem jednego kiero i ochroniarzy) z dzieciakami mniej lub bardziej rozwiniętymi ontogenetycznie.

Perfect!

I może kiedyś będę mogła to skwitować Chrisowym smirkiem.

Takim właśnie smirkiem.



niedziela, 3 kwietnia 2016

Shark shark!

Pożyczyłabym panu wszystkiego najlepszego, ale jest pan nieco za daleko. Sigh...

Michael "Fassy" Fassbender aka Shark

Wszystko jest nie tak, jak być powinno, a kwiecień to miesiąc skurwiel. Jak to mówią: "Kwiecień plecień, bo przeplata, trochę Sharka, trochę Roberta". Wczoraj (2/4) było uro tego pół-Irola, jutro (4/4) jest uro Irun Mana. 39 vs 51, ale obaj są uroczy. Welp, przy Sharku Dora to spierdala.

Fassy jest pół-Irolem, pół-Niemniorem: Wszystko musi być perfekt!... ale jutro. Nie bawię się w biografie, ale bawię się w kompilacje (tak naprawdę to się nie bawię, ale to taki szczególik XD ).


Fassy wszedł do mojego hermetycznego klubu przyspieszaczy serca w zasadzie dopiero po X-Men: First Class, z wielką gracją i klasą Erik, Magneto, a czasami Magento, zagościł w nim na stałe. A jego rekini uśmiech tylko dodaje mu uroku. No, zechciejcie spojrzeć, jak McAvoy się z tego cieszy (jak również reszta szkockiego krajobrazu, który wkręcił się w kamerę "Makbeta").

Erik, Cherik, magnetik (coś się nie rymuje)

Fassy stay classy... A jutro będziemy szaleć z innego powodu (kogo ja oszukuję, nie ma się z czego cieszyć, trzeba umierać). Niektórzy nie cieszą się tak na swoje własne urodziny.


I tak oczywiście nie mogło zabraknąć kompilejszyn z moim ulubionym 'Muricaninem włosko-irlandzkiego(!) pochodzenia, Roberta, Iro-Niemca, a nawet wkręcił się inny Evans. Luke, paczę na ciebie (on wie!).

( ͡° ͜ʖ ͡°)

wtorek, 22 marca 2016

Kids Choice Award

Czy może raczej: co jest nie tak z tymi pieprzonymi dzieciakami? RDJ ma większość głosów w ankiecie. Miażdżące cyferki, ponad 60 procent. Kto wygrywa? Jakiś Ferell, Farrel czy inny ogrzewacz. This is madness.
I tak w tym wszystkim wygrywa epicki pojedynek na kciuki. THUMBS WAR!111one
Niemożliwe, podniecam się nagrodami "dziecięcej" telewizji. Świat schodzi na psy.


Kolejna niezabawna kompilejszyn. Widzimy większą zawartość rekina, pojawił się gościnnie Stan i James, Kapitan jest Kapitanem, a RDJ podczas KDA nadal jest niewzruszony. I gdzieś w tym wszystkim jest Hiddleston karmiący kota szynką.

Tom Hiddleston karmi kota szynką. Chcę być tą szynką. Więcej, chcę być tym kotem. I chcę, by ktoś na mnie patrzył tak, jak RDJ patrzy na Dorito.


Tyle miłości w jednym spojrzeniu. Wszystko się wydało!


Tu się coś dzieje, ale nie wiem, co.


Dziwnym trafem Człowiek Kciuk nadal jest kciukiem (patrzymy na ciebie, Ruffalo!).


Tu coś się ewidentnie spierdoliło. Zaczynając od dziwnych pantalonów, na szacie graficznej kończąc. Gościu ewidentnie zamienia się w Magento, X-mena z dysleksją. To jednak nie przeszkadza mi uwielbiać Magneto, bo to klawy ziomek. Rekin. Fancy Fass.

Ojciec: Kto umyje łazienkę?
Bracki: Ona to zrobi.
Ja: 





Jeśli poprzednim razem coś się spierdoliło i to ewidentnie, teraz nie wiem, co się dzieje. Moją reakcję na zdjęcie po lewej wyraża zdjęcie po prawej, a moją reakcję na zdjęcie po prawej wyraża... Tego się nie da wyrazić. Żartuję. Everybody kombinerki!

Opa!

poniedziałek, 7 marca 2016

Wszystko do niczego


Kolejna genialna (kappa) kompilacja, tym razem ze śmieszkiem Garym i rudym rekinem. Fassy, stay classy!

Swoją drogą, Oscary, Oscary, gacie pełne i po Oscarach. Populacja memów z Leo zmniejsza się. Skończyło się śmieszkowanie. Kto następny w kolejce? Depp? Norton? Oldman? Youngman?


Bikos wszystko do niczego, krótki komiks jest krótki, nieśmieszny i z błędami, bo nie chciało mi się sprawdzić. I tak wszyscy wiemy, że dla Evansa cycki to największa nagroda. Tylko czemu maca te męskie?


Ja po każdej wzmiance na temat Civil Wara, ten film wypala mnie od wewnątrz. Pójdę na niego do kina jako zwęglone zwłoki. Z mega paką papieru toaletowego, bo zawsze się może przydać.


Nastrój na dzisiaj i na 99,99% innych okazji. Postępy w życiu tak bardzo.
(Still loading... 0,0000000000000000000000000000000000000000000000000000000001%)

poniedziałek, 29 lutego 2016

Dorito i Oscary

Rok 2016 zaczął się pytaniem: Czy Leo dostanie w końcu upragnionego Oscara? Leo twierdzi, że się tym nie przejmuje (mały kłamczuszek), jako że zaangażował się w inne problemy, niekoniecznie związane z kinematografią. Wspaniały człowiek.

Nie oszukujmy się - 88. galę wręczenia złotych, sztywnych kolesi oglądałam dla dwóch ważnych powodów:

Dorito, awww yiss!

1. Chris Evans
2. Dorito (ehehehhehe!).
No i jeszcze była ciekawość, czy Leo dostanie, czy nie dostanie. Niezależnie od wyniku tej rosyjskiej ruletki internet i tak będzie miał pożywkę. Bo wszyscy jesteśmy niczym bakterie na agarze z krwią.

Dorito i siska

Dobra, zaczęli się schodzić. Czerwony dywan, rewia mody i worków na ziemniaki. Najważniejszy Dorito przyszedł wraz z siostrą, co jest urocze. Fassbender przyprowadził swojego tatę, co też jest urocze. Nie zawsze trzeba przyprowadzić swoją kobietę, prawda? [wciąż jest nadzieja ;_;]

Rekin w pełnej krasie



Rany, uśmiech tego jegomościa jest nieco przerażający (Starg powie, że bardzo, ale to bardzo), ale ma w sobie tyle naturalności... Tyle, ile jest w rekinie.

Kisiel w gaciach

Przyszłam tu dla Dorito, zostałam dla śmieszków. Gackowałam do szóstej rano, tajniacząc się pod kołdrą, by niczego nie uronić. Co prawda komentatorzy w studiu Canal+ ssali mocno ["zostało sporo do zriserczowania - rly?"], a zwłaszcza koleś, który kibicował Sylwkowi Stallone w kategorii Najlepszy Aktor Drugoplanowy [dude, rly?].

Nie, Mark, nie możesz go zabrać.
Mark: My precioussssss...!

Żółtego sztywniaka i tak dostał Mark Rylance, ale Ruffalo miał swój własny pomysł na życie. Szkoda, że zdybali go ochroniarze. Robert Downey Jr zdecydowanie powinien udzielić mu lekcji, jak podpierniczać rzeczy z bardzo strzeżonych miejsc. ["Things just go missing"]


Przegięli nieco z Mad Maxem. 
Louis CK: "And Oscar goes to... Mad Max? No?".
I tak zdobył nagrody w kategoriach stricte technicznych - montaż, charakteryzacja, kostiumy...


Jak to możliwe? Jak? Wielki come back sagi i nic? Efekty specjalne? Nope. Montaż? Nope. Montaż dźwięku? Nope. Muzyka? Srsly nope?


ALE W KOŃCU SIĘ STAŁO!!!!111one

Właśnie stoję tu. O tak.

Chciałem tylko powiedzieć...

Ćwiczyłem tę mowę 12 długich lat.
Cały Leo. Szczęśliwy, z żółtym kolesiem w dłoni. Zapomniał podziękować niedźwiedziowi i sąsiadowi spod trójki.

"Let us not take this planet for granted.
I do not take tonight for granted.
Thank you so very much."

W tym wszystkim zdobył się, by zwrócić naszą uwagę na problem związany z klimatem, dobry koleś Leo dba o naszą planetę, a ten żółty koleś w jego dłoni nie jest mu do tego potrzebny. Choć na pewno dopełni jego kolekcję odznak z Poke-Gymów.

Sekretna wiadomość do hejterów from Leo with love.

Co najbardziej boli, to cudaczny poprawny politycznie, a może bardziej niepoprawny przez Chrisa Rocka, motyw czarnuchów na całej gali. Rozumiem, że osoby wręczające nagrody były zróżnicowane kolorystycznie. Mogę z tym handlować. Ale ilość żarcików o czarnuchach i wszechobecny ból okolic analnych z powodu nieobecności niggersów wśród nominowanych do Oscarów może przyprawić o raka. Uczciliśmy zatem najczarniejszego z czarnych - Jacka Blacka, usłyszeliśmy kilka nieśmiesznych, wymuszonych dowcipów, Tina Fey nadal ma problem z alko, a Lady Gaga na żywo brzmiała jak wałkowany koń. Aha, był jeszcze gej, ale kto by się nim przejmował?

Od tego wszystkiego, głównie od siedzenia do 6 rano rozbolała mnie głowa, zwilżyły się oczęta z dumy z Leonardo, także z realizacji, że życie jest takie niesprawiedliwe. Za rok może dwa, spotkamy się na gali wręczenia Oscarów  - wspaniała para - Starg&Stiw - i zgarniemy wszystkie statuetki. Albo spotkamy się na Wyspie Rozczarowania. Jeszcze nie wiem. Za rok może dwa...

Dorito śmieszkuje z Supermana.