poniedziałek, 29 lutego 2016

Dorito i Oscary

Rok 2016 zaczął się pytaniem: Czy Leo dostanie w końcu upragnionego Oscara? Leo twierdzi, że się tym nie przejmuje (mały kłamczuszek), jako że zaangażował się w inne problemy, niekoniecznie związane z kinematografią. Wspaniały człowiek.

Nie oszukujmy się - 88. galę wręczenia złotych, sztywnych kolesi oglądałam dla dwóch ważnych powodów:

Dorito, awww yiss!

1. Chris Evans
2. Dorito (ehehehhehe!).
No i jeszcze była ciekawość, czy Leo dostanie, czy nie dostanie. Niezależnie od wyniku tej rosyjskiej ruletki internet i tak będzie miał pożywkę. Bo wszyscy jesteśmy niczym bakterie na agarze z krwią.

Dorito i siska

Dobra, zaczęli się schodzić. Czerwony dywan, rewia mody i worków na ziemniaki. Najważniejszy Dorito przyszedł wraz z siostrą, co jest urocze. Fassbender przyprowadził swojego tatę, co też jest urocze. Nie zawsze trzeba przyprowadzić swoją kobietę, prawda? [wciąż jest nadzieja ;_;]

Rekin w pełnej krasie



Rany, uśmiech tego jegomościa jest nieco przerażający (Starg powie, że bardzo, ale to bardzo), ale ma w sobie tyle naturalności... Tyle, ile jest w rekinie.

Kisiel w gaciach

Przyszłam tu dla Dorito, zostałam dla śmieszków. Gackowałam do szóstej rano, tajniacząc się pod kołdrą, by niczego nie uronić. Co prawda komentatorzy w studiu Canal+ ssali mocno ["zostało sporo do zriserczowania - rly?"], a zwłaszcza koleś, który kibicował Sylwkowi Stallone w kategorii Najlepszy Aktor Drugoplanowy [dude, rly?].

Nie, Mark, nie możesz go zabrać.
Mark: My precioussssss...!

Żółtego sztywniaka i tak dostał Mark Rylance, ale Ruffalo miał swój własny pomysł na życie. Szkoda, że zdybali go ochroniarze. Robert Downey Jr zdecydowanie powinien udzielić mu lekcji, jak podpierniczać rzeczy z bardzo strzeżonych miejsc. ["Things just go missing"]


Przegięli nieco z Mad Maxem. 
Louis CK: "And Oscar goes to... Mad Max? No?".
I tak zdobył nagrody w kategoriach stricte technicznych - montaż, charakteryzacja, kostiumy...


Jak to możliwe? Jak? Wielki come back sagi i nic? Efekty specjalne? Nope. Montaż? Nope. Montaż dźwięku? Nope. Muzyka? Srsly nope?


ALE W KOŃCU SIĘ STAŁO!!!!111one

Właśnie stoję tu. O tak.

Chciałem tylko powiedzieć...

Ćwiczyłem tę mowę 12 długich lat.
Cały Leo. Szczęśliwy, z żółtym kolesiem w dłoni. Zapomniał podziękować niedźwiedziowi i sąsiadowi spod trójki.

"Let us not take this planet for granted.
I do not take tonight for granted.
Thank you so very much."

W tym wszystkim zdobył się, by zwrócić naszą uwagę na problem związany z klimatem, dobry koleś Leo dba o naszą planetę, a ten żółty koleś w jego dłoni nie jest mu do tego potrzebny. Choć na pewno dopełni jego kolekcję odznak z Poke-Gymów.

Sekretna wiadomość do hejterów from Leo with love.

Co najbardziej boli, to cudaczny poprawny politycznie, a może bardziej niepoprawny przez Chrisa Rocka, motyw czarnuchów na całej gali. Rozumiem, że osoby wręczające nagrody były zróżnicowane kolorystycznie. Mogę z tym handlować. Ale ilość żarcików o czarnuchach i wszechobecny ból okolic analnych z powodu nieobecności niggersów wśród nominowanych do Oscarów może przyprawić o raka. Uczciliśmy zatem najczarniejszego z czarnych - Jacka Blacka, usłyszeliśmy kilka nieśmiesznych, wymuszonych dowcipów, Tina Fey nadal ma problem z alko, a Lady Gaga na żywo brzmiała jak wałkowany koń. Aha, był jeszcze gej, ale kto by się nim przejmował?

Od tego wszystkiego, głównie od siedzenia do 6 rano rozbolała mnie głowa, zwilżyły się oczęta z dumy z Leonardo, także z realizacji, że życie jest takie niesprawiedliwe. Za rok może dwa, spotkamy się na gali wręczenia Oscarów  - wspaniała para - Starg&Stiw - i zgarniemy wszystkie statuetki. Albo spotkamy się na Wyspie Rozczarowania. Jeszcze nie wiem. Za rok może dwa...

Dorito śmieszkuje z Supermana.


środa, 24 lutego 2016

Jeden element nie pasuje

Zagrajmy w grę. To będzie bardzo prosta gra. W zasadzie nie gra, ale zagrajmy. Jeden element układanki do niej nie pasuje, a jednocześnie pasuje. Czy to ptak? Czy to samolot?


Jeśli miałbyś wybór: niebieska pigułka - stajesz się Batmanem, czerwona - stajesz się Deadpoolem, wolisz nazwę Batpool czy Deadman? Regeneracja i dużo hasjów. Dużo. Fioletowa pigułka ftw.

Oto nasza zagadka. Zjedz ciasteczko, jeśli znajdziesz niepasujący element. Ja zjadłam już dużo ciasteczków, ale podpowiem, że chodzi o jeden (numerycznie: 1) niepasujący element. #szukamy


Jestem zdrajcą dużego kalibru, bowiem #TeamCap, bikos Captain! Ciekawe, czy na filmie sala kinowa podzieli się na wrogie obozy #CivilWar. Jeśli tak to: Hello from the other side...


Po tym filmie Thor wróci do Midgardu i powie: "Wtf just happened?".
[Language! - przyp. Cap']


Like seriously, nie można zostawić Ziemian na chwilę, by nie rozwalili połowy swojego świata???


Pffft, Jeremy mówi, że nie.


poniedziałek, 22 lutego 2016

Makbet

Hail, King of Scotland!

Zwykle jest tak, że się wybieram jak sójka za morze. Proste, jakże nieskomplikowane wyjście do kina, zwłaszcza, że przez trzy miesiące w jednym pracowałam i miałam okazję ujrzeć ów biznes od podszewki… Wyjście wyjściem, lecz być może to zasługa mojej głęboko zakorzenionej prokrastynacji, która chętniej widziałaby mnie w domu aniżeli wśród ludzi pośród których jak najkrócej chciałoby się przebywać. Wielka szkoda, albowiem „Makbeta” warto było obejrzeć na dużym ekranie.


Samego „Makbeta” jako takiego chyba przedstawiać nie trzeba. Najczęściej wystawiana i adaptowana sztuka Williama Shakespeare’a z około 1606 roku. A jednak go przedstawiłam. „Makbet”, o którym mowa, to filmowa adaptacja reżyserii Justina Kurzela z niezwykle nastrojową muzyką Jeda Kurzela i Michaelem Fassbenderem w roli tytułowej.
Filmy oglądam nie tylko dla pochłaniania ich oczami, ale także uszami. Dobry soundtrack to dobry film, nawet jeśli jest nienajlepszy. Ten film jest świetny, a potwierdza to ilość screenów w moim śmietniczku (zdecydowana fascynacja Fassbenderem) oraz muzyka zapisana na playliście na YT wykorzystywana w odpowiednich momentach.


Michael Fassbender i Marion Cotillard– filmowi Makbet I Lady Makbet – znakomici, gra aktorska powściągliwa, dziwnie to zabrzmi, minimalistyczna, lecz jak bardzo eksponuje poszczególne fazy szaleństwa tytułowego bohatera oraz przerażonej skutkami swojej manipulacji małżonki owego. I już nawet nie chodzi mi o samego Fassa (fascynacji ciąg dalszy). Trzeba przyznać, że szkockie pejzaże działają zdecydowanie na korzyść filmu – spokojne, a jednocześnie zapierające dech w piersiach pustkowia, do których bym się z chęcią wybrała. I została. Tak na zawsze.


Uwielbiam Fassbendera (i jego Makbeta) tak bardzo, że zabrałam go ze sobą do domu. Dosłownie. Obecnie stoi w moim pokoju i patrzy dość nieprzychylnie na moje bazgrolenie. Gdyby karton nauczyłby się mówić owym niskim, cudownym głosem, byłabym skłonna przymknąć oko na fakt, że wygląda, jakby się z grillem zderzył.

Na film ten przychodziły głównie grupy szkolne, względy są oczywiste, skoro „Makbet” wciąż pozostaje lekturą szkolną. Poza grupami szkolnymi przychodziły nieliczne pojedyncze osoby, wnioskuję z autopsji, co skłania ku smutnej refleksji, iż współczesne społeczeństwo – tak bardzo zabiegane i nieczułe na klasykę – nie ma czasu, by obejrzeć ponadczasowe dzieło jednego z najwybitniejszych dramaturgów w historii literatury. Oczywiście jest to najpewniej paskudna generalizacja, bowiem nie każdy może mieć nastrój na taki film, gdy do kina chodzi się na rozrywkę.


Film wzbudził we mnie swego rodzaju niepokój. Ze skupieniem śledziłam mimikę twarzy aktorów (czytaj: Fassa) i ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam na rozwój wypadków, jakbym nie znała wcale „Makbeta”. Było to dzieło odkrywane na nowo, z innej perspektywy (domowego fotela w tym przypadku) i przyznam szczerze, że w pewnym momencie doprowadził mnie na skraj łez (ach, ta uczuciowość!). Klasyka w nowym wydaniu, podana na świeżo z nutką szaleństwa, przybrana szkockim krajobrazem – danie godne spróbowania wszelkimi zmysłami.


Life's but a walking shadow. Honor. Love. Friends. But in there's death. Curses.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Fancy!

Nie wiem, skąd się wzięłam moda na kwiatki. Gdzie się nie obejrzę (czytaj: wejdę na tumblr'a) wszędzie są kwiatki. No może nie wszędzie, ale zawsze znajdzie się jakiś fancy obrazek przerobiony na bardziej fancy. Dlaczego myślę w tej chwili o Hokeju?

Fancy-Vision, Fancy-eye, Fancy Widow, Fancy Man, Hulk aka Fancy Banner, Kapitan Fancy, Thor Fancyson i Nick Fancy.

Fury to się nawet zarumienił. You didn't see that coming?
(To jest naprawdę szczyt mojej fotoszopy...)


niedziela, 14 lutego 2016

Trzech czubków i Bucky

Szczególny dzień wymaga szczególnych preparacji, które uwzględniają w zasadzie nic - trzech czubków, swoisty Chris'is oraz Bucky (zgiń w piekle).


Jest zatem walentynkowe fondue, wianek, creepy uśmiech, kilka całkiem  uroczych, malinowa eksplozja, dork, papierośnik, oh nie tu się pan myli i Bucky. Civil War (w Polszy znana jako Wojna Bohaterów, wtf) nie nastraja zbyt optymistycznie do życia, ale we wtorek jest CHIMICHANGA!

Because chimichanga.

Brokulove

Brokuły nie są mi obce. Brokuły nie są niesmaczne. Brokuły są kwiatami i jak słowo daję udatnie robiłyby za bukiet.

Określenie ram czasowych, kiedy to brokuł stał się moim ulubionym kwiatkiem obok lilii, a stał się niejako poprzez pewne opowiadanie pisane z pewną szczególną osobą, o pewnych szczególnych rzeczach, które uwzględniają tragikomiczną mieszankę brokułów z walentynkowymi czekoladkami i nagą bitą śmietaną.

~Lady of the Shield-arm: Zaledwie prosta dedukcja, Watsonie. Dlaczego „Broccoli Man”?

Któż by wpadł na tak genialny nick w szarawej internetowej masie?

Jedną z głównych zasad Internetu, poza „Rule 34” siejącą spustoszenie w psychice początkujących użytkowników sieci, jest „Nie ufaj nikomu”. Nie mógł mieć pewności, że „Lady” nie okaże się być misterem.

Nie mógł tego wiedzieć, ale mimo to zaryzykował (a Lady okazała się być spoconym hydraulikiem, który naprawiał kran w jego domu trzy dni temu, kappa).

Są Walentynki, święto orędownika podczas ciężkich chorób (szczególnie psychicznych i epilepsji, walić zakochanych), Luperkalia (biczujmy się), a ja siedzę i zastanawiam się, gdzie jest mój osobisty Brokuł.

Wszystkiego naj and let's fondue!